Tekst ten piszę w oparciu o moje własne rozmowy z armeńskimi dziennikarzami oraz politykami, z którymi się spotykałem podczas praktyki studenckiej w Erywaniu.
Armenia jest małym, posowieckim kraju leżącym na tzw. Południowym Kaukazie. Graniczy z Gruzją, Iranem, Turcją oraz Azerbejdżanem. Dwóch ostatnich sąsiadów powoduje, że Armenia jest w „blokującym położeniu”.
Szybki zarys dlaczego Armenia ma problemy ze swoimi wschodnimi oraz zachodnimi sąsiadami:
Otóż kiedy rozpadł się ZSRR między Armenią, a Azerbejdżanem rozpoczął się konflikt o Górski Karabach, będący do tej pory częścią Azerbejdżańskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Region ten jednak w większości zamieszkiwali Ormianie, którzy chcieli bliższych związków z niepodległą już Armenią. Wojna trwała aż oba kraje rozdzieliły wojska stabilizacyjne Rosji („mirotwarcy” – „twórcy pokoju”). Przygrywający konflikt, Azerbejdżan zamknął wtedy swoje granice z Armenią a w geście honoru to samo zrobiła Turcja. Należy przypomnieć, że Azerowie to bliscy kuzyni Turków. Jednak konflikt na linii Armenia – Turcja jest dużo starszy i sięga aż 1915r., kiedy to Turcy przeprowadzili rzeź Ormian, zabijając ich aż 3mln (dane oficjalne)!
Dalej mamy Iran, dla którego Armenia jest jak Kuba dla Amerykanów przed Fidelem Castro, czyli wielką „imprezownią”, gdyż Islam nie pozwala Persom spokojnie się pobawić w swoim kraju. Iran nie jest natomiast szansą dla Armenii. Ani gospodarczą, ani polityczną, ani tym bardziej kulturową.
No i na północy mamy Gruzję. A z Gruzją graniczy „wielka” Rosja. To dwa skrajne bieguny, którym bacznie przyglądają się władze z Erywania. Gruzja, już po transformacji, powoli dryfująca w stronę Europy i Rosja, która, jak wiemy, potrafi manipulować krajami, które chciałaby mieć w swojej strefie wpływów.
Po rozmowie w tutejszym instytucie politologicznym, „Noravank” pomyślałem sobie: „może jednak z tą Rosją nie jest tak źle?”. Co usłyszałem w Noravank? Armenia jest zbyt słaba, aby grać sama na siebie i musi wybrać jakąś drogę (podobne zdanie miała większość moich rozmówców). Według analityków z Noravank, jedyną słuszną drogą jest oparcie się o Rosję. Armenia, wedle tych opinii, nie jest przygotowana na eurointegracje i bliższy kontakt z Europą mógłby przynieść tylko problemy. UE chciałaby zaś (wedle analityków instytutu) całkowitego rozbicia gospodarki armeńskiej (która i tak jest w opłakanym stanie) i budowy jej od początku. Przemysł armeński praktycznie nie istnieje. Jest tu tylko fabryka aluminium i to na tyle. Słuchając dalej Sergieja Sargsyana z „Noravank”, dowiaduje się, że Armenia dostała wybór: stać się krajem turystyczno – rolniczym albo „do widzenia”. Wymieniono mi jeszcze około 15 kolejnych minusów bycia w jakiejkolwiek komitywie z UE (głównie tej jakości jak ten o wymogu turystyczno – rolnym) i ani jednego (!) plusa.
Natomiast kontakty z Rosją i Unią Celną przyniosłoby (wedle tegoż Sargsyana) same korzyści. Od strategicznego partnerstwa militarnego (to dla Ormian ważne, przy wciąż nierozwiązanym konflikcie z Azerbejdżanem), po rozkwit armeńskiej gospodarki. Tu natomiast usłyszałem znowu ok 10 plusów Unii Celnej (tania ropa i gaz, możliwość eksportu do Rosji armeńskich płodów rolnych itp.) oraz jej jeden minus - wzrost cła na sprowadzane samochody, a co za tym idzie wyższe ich ceny.
Jednak już następnego dnia, przy rozmowie z dziennikarzem opozycyjnego portalu www.lragir.am zrozumiałem jak bardzo prorosyjski i mało obiektywny jest Noravank.
Akop Badalyanwyjaśnił mi, że kontakt z UE przyniósłby naprawdę realne zyski, a przede wszystkim unowocześnienie całej infrastruktury do standardów europejskich. Ale blokadą jest armeńska władza, która składa się głównie z oligarchów, którzy oczywiście mają ogromne związki z Moskwą. A nawet jeśli nie ma to i tak wprowadzenie zmian politycznych, demokratyzacja kraju równała by się końcowi kariery politycznej wielu oligarchów. Rosjanie mają w rękawie również kartę górnokarabaską. A chodzi o to, że swoje technologie militarne sprzedają Ormianom po mocno zaniżonych cenach i z reguły na kredyt (chociaż są to technologie przestarzałe), a Azerom po cenach rynkowych (nowoczesne technologie).
A co do turystyki i rolnictwa, które tak było skrytykowane w Noravank… według komentatora Lragir, jest to dla Armenii szansa. Kraj ma ogromny potencjał (góry, jezioro Sewan, koniak…) ale bardzo słabą infrastrukturę. Rozwój infrastruktury to nie 2 czy 3 lata ale może i nawet 20 lat. A jak wiemy Rosjanie kuszą natychmiastowymi pieniędzmi. Co z tego, że większość z nich byłaby rozgrabiona przez oligarchów… Oprócz turystyki i rolnictwa Unia Europejska zaproponowała Armenii silny rozwój przemysłu nowoczesnego (hitech), który zaczyna „raczkować” w Armenii. O tym „norawankowcy” niestety nie byli łaskawi wspomnieć.
Bo „Noravank” jest instytutem analitycznym działającym w Armenii, którego finansuje… Gazprom Armenia. I już wiadomo skąd poglądy prorosyjskie…
Lragir natomiast jest portalem internetowym o mocno antyrosyjskim i opozycyjnym, do władzy armeńskiej, podejściu. Gorąco polecam lekturę obu tych źródeł (aby być obiektywnym): www.noravank.am oraz www.lragir.am
Mój komentarz:
Armenia stoi na rozstaju dróg, ale powoli zaczyna chylić się ku tabliczce z napisem „RUS”.
Dla Armenii ogromną szansą byłby związek z Europą ale póki nie zmieni się mentalność starszego (i nierzadko młodego) pokolenia to marne są szanse na to, że wino armeńskie będzie częściej gościło na naszych, europejskich stołach. A mentalność jest iście sowiecka, czyli: „wszyscy kradną i kraść będą. Najważniejsze to, żeby samemu też coś chwycić. I tak nic się nie zmieni”. Wmawiano mi, że związek czy to z Europą czy to z Rosją to i tak bycie pod pantoflem. Według mnie jednak, związek z Europą to takie bycie pod plażowym klapkiem a z Rosją - pod ciężkim, wojskowym trepem.
Jakub Szczepanik
Student II roku Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Kierunek: wschodoznawstwo.
wydawca serwisu www.europamaxima.eu
Braniewo, ul. Staszica 9
tel. +48602153412
Mail: redakcja@europamaxima.eu, ikatpress@wim.pl
Copyright © 2015. All Rights Reserved